|
„MOZAIKA”, MOJA MIŁOŚĆ
druga część wspomnień Kazimierza RINKA
MAGIA KINA, GENIUS LOCI…
„Mozaika”, co nie jest żadną tajemnicą, często zmieniała sale kinowe z
przeróżnych zresztą, najczęściej przyziemnych powodów. Mam
nieodparte wrażenie, że najbardziej kochaliśmy nieco posępną na
pierwszy rzut oka, wąsko wydłużoną niczym kiszka salę dawnej
„Awangardy” przy dzisiejszej ul. Gdańskiej. W końcu działy się tam
rzeczy zupełnie niesamowite przy szczelnie wypełnionym do ostatniego
miejsca lokum. Fundamentem było kino wielkich magów, czarodziei
ekranu. Przecież nasza (moja w szczególności) generacja wychowywała
się na dziełach Bunuela, Bressona, Bergmana, Antonioniego,
Felliniego, Fassbindera, Pasoliniego, Tarkowskiego, Formana, Saury,
Jancso, Wajdy, Kieślowskiego, i tak aż po nieskończoność.
Chłonęliśmy te arcydzieła z zapartym tchem i do rana czasem nie
mrużyliśmy potem oczu.
Pewnie, że gratką bywały filmy z ambasad i instytutów, ale największym
magnesem, skrajnie nas uwodzącym i magnetyzującym pozostawały – i tu
nie odkryję żadnej Ameryki – filmy konfiskowane przez Urząd na
Mysiej i „owoce zakazane”, głównie erotycznej proweniencji.
Pamiętam, te dreszcze jakie budził w nas pokazywany po raz pierwszy
na kameralnym pokazie „Blaszany bębenek”. A cóż działo się gdy
mogliśmy wreszcie obejrzeć „Lot nad kukułczym gniazdem”, prawie
kompletnego Waleriana Borowczyka, „120 dni Sodomy” Pasoliniego,
„Jesteś ciekawa w kolorze żółtym” V. Sjomana,
„Imperium zmysłów”, kolekcję obrazów kojarzonych z Sylwią Kristel i
wiele innych. Oczywiście, technika video jako „drugi kanał emisyjny”
odegrała tu ważką i niezastąpioną rolę, bo na takie filmy jak
„Przesłuchanie” Bugajskiego, „Ofiara” Tarkowskiego czy „Wybór Zofii”
czekaliśmy potem długo jeszcze, ale „mrowienie w kręgosłupie” było
już w tych przypadkach nieco innego rodzaju. Wszak Jerzy mawiał: kto
zobaczy film w telewizji albo na video niech nie mówi, że obejrzał
go w całości. Zobaczył zaledwie jego namiastkę, co najwyżej 20-30
%....
Z czego czerpaliśmy kwantum niezbędnej wiedzy filmowej w owym czasie? Ze
wszystkiego z czego tylko się dało, ale członkowie Rady Klubu i
kręgi pasjonackie trwały przy wydawanym przez Polską Federację
„Filmie na świecie”. Zazwyczaj wyrywaliśmy sobie ów periodyk z rąk,
skrzętnie kolekcjonowaliśmy wszelkie jego numery. Ale co tam i tak
po dziś dzień bywamy niewolnikami „Informatora repertuarowego” i
trwamy przy nim, bo to najpiękniej pisana i dokumentowana historia
Klubu. Jego wizytówka i bezcenne dossieur. Choć zmieniał wygląd,
formułę, oblicze, charakter czekamy nań jak na najbliższą sercu
gazetę, narkotyczny przedmiot kultu. I pewnie tak już pozostanie…
KAZIMIERZ RINK
mozaika.org.pl
|
|